Czy swoboda działalności gospodarczej może prowadzić sama z siebie do apartheidu?

 Jako zwolennik libertarianizmu ostatnio uczestniczyłem w dyskusji w której padło niezbyt doprecyzowane stwierdzenie o wynikającej ze swobody działalności gospodarczej możliwości dojścia do stanu zbliżonego do apartheidu. Postanowiłem więc pochylić się nad tym dość ciekawym zagadnieniem. 

Na wstępie oczywiście chce zaznaczyć, że w temacie tym występują dwa bardzo ważne czynniki - mianowicie: Wolny Rynek i Państwo. 

Jako zwolennik wolnego rynku odnoszę się do Konstytucji RP która w Art. 22 jasno deklaruje: "Ograniczenie wolności działalności gospodarczej jest dopuszczalne tylko w drodze ustawy i tylko ze względu na ważny interes publiczny" Z racji, że przedsiębiorca jest jednocześnie właścicielem dóbr które sprzedaje bądź usług które oferuje, to może nimi rozporządzać wg własnego uznania. Przykładowo Pan Jan posiada rower, który jest jednocześnie mobilną kawiarnią. Pan Jan ma prawo odmówić by ktoś inny ten rower użytkował. Pan Jan sprzedając kawę ze swojego roweru oferuje pewien produkt w postaci owej kawy. Klient może stwierdzić, że owa kawa mu nie odpowiada. Baa może stwierdzić, że pan Jan mu nie odpowiada i przez to nie kupi od niego kawy. I tak dochodzimy do trzeciej możliwości, w której Jan powie klientowi, że nie sprzeda mu kawy. O ile w dwóch pierwszych przypadkach nikt nie ma żadnych wątpliwości o tym że tak można - o tyle w trzeciej możliwości zaczynają się schody - no jak to można odmówić sprzedaży. Można. Skoro dostępne są wcześniejsze możliwości to dostępna jest również ta ostatnia. Bo czemu jedna strona może odmówić zakupu - a druga strona nie może odmówić sprzedaży. Ktoś powie ale to jawna dyskryminacja klienta. Ja bym uściślił, że tu jest możliwa dyskryminacja dwustronna. Dyskryminować ma prawo klient jak i sprzedawca. Czemu tylko jedna strona miałaby mieć przywilej dyskryminacji? Oczywiście aby zaoszczędzić czasu, sprzedawca zawsze może zawiesić karteczkę np - pijanych nie obsługujemy. Ma do tego prawo. Skoro podstawa wyjaśniona w prosty sposób to teraz druga część. Otóż gdzie pojawiała się systemowa dyskryminacja - tam gdzie regulacje wprowadzało Państwo. Przykładami systemowej dyskryminacji były np antysemickie ustawy norymberskie w III Rzeszy; prawa Jima Crowa, które zmuszały do segregacji rasowej w miejscach publicznych w niektórych stanach USA lub wspomniany Apartheid w RPA. Tam z góry było narzucone prawo dyskryminujące systemowo. I to jest zasadnicza różnica jeśli mówimy o swobodach gospodarczych do których miesza się Państwo ze swoją ingerencją i narzuceniem dyskryminacji. 

Zatem wracając do postawionego pytania w tytule - sama z siebie nie może prowadzić. Gdyż wolny rynek polega na zarabianiu. Jeśli jedna osoba odmówi sprzedaży danej grupie to otwiera się pole dla konkurencji. Wszak biznes zakłada się z myślą o zarobku a nie o trzymaniu towaru na składzie. A odnosząc się do swobody prowadzenia działalności należy myśleć o tym, że skoro klient może dyskryminować poprzez odrzucenie oferty to również sprzedawca może zrobić to samo. Inaczej tworzymy dziwny twór w którym jedna strona może wszystko a druga nie może nic. 

Oczywiście pisze to z perspektywy libertariańskiej. Ciut inaczej wygląda to prawnie. Jak wiemy art. 135 kodeksu wykroczeń mówi nam: "kto zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny" 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy słowo libek mnie obraża?

Ballada o ubocznych skutkach głupich wyborów.